Rozdział z dedykacją dla Cheverell (za piosenkę i dedyk, wiesz o co chodzi ;*), Arachne (za szablon i mejbi zwiastun ;)) i Natalii Forbes (za 'menadżerowanie' i wspomaganie mnie w pisaniu ^^) Dzięki dziewczyny :*
I have guardian angel, Elijah
It is the Satan
Luizjana, NOWY ORLEAN
poniedziałek, 17 czerwca 2013 r.
godz. 14 : 11 (czas lokalny)
„Teraźniejszość”
Caroline zerknęła kątem oka na Klaus'a, który z uśmiechem na ustach podążał za nią. Pożerał wzrokiem ją całą, jakby smakował jej duszy i ciała w tym samym czasie, nawet jej nie dotykając. Nawet tęskniła za jego pragnieniem i zalotami do jej osoby, ale tak czy siak, nie mogła odpuścić sobie zemsty na nim. Zabił jedyną osobę, która jej nie oceniała, gdyż sama wszystko źle robiła. Tyler Lockwood był jedyną osobą, która nie oceniała jej sposobu życia, czyli karmienia się z torebek szpitalnych, które nie dawały jej tyle siły co słodka, dudniąca w żyłach krew śmiertelnika.
— Jesteś uśmiechnięty, dlaczego? — zapytała nie rozumiejąc tego, dlaczego szczerzy się tak jak głupi do sera. Wykorzystując chwilową słabością, otaksowała go całego swoim spojrzeniem siwych tęczówek. Nic, a nic się nie zmienił jeżeli chodziłoby o ubrania, chociaż musiała przyznać szczerze, że w swojej nowej skórzanej kurtce wyglądał równie dobrze co w tej brązowej. Tym razem miał dłuższe włosy, jednak zaczesane do góry, przez co wydawały się z lekka poczochrane. Zarost jednak się nie zmieniał, co oznaczało, że golił brodę co trzeci, czwarty dzień. Najbardziej uwagę przykuły wisiorki na jego szyi. Doszedł jeszcze jeden do pary. Był to księżyc w połowie, który zdećko przypominał pierwszą literę jej imienia. Prychnęła mimo woli na swoje myśli.
— Bo mogę, Caroline — spięła mięśnie słysząc swoje imię, które uwielbiała z jego ust. Musiała szczerze przyznać, że kochała jego akcent i chrapliwy głos, który działał na nią jak płachta na byka, choć nie potrafiła się z tą wiedzą pogodzić. Otworzyła usta chcąc odpowiedzieć, ale po chwili szybko je zamknęła. Przypadkiem przechodząc niebezpiecznie blisko jego, otarła się przedramieniem o jego tors. Była niższa niecałe sześć centymetrów od niego, co dawało jej świetną opcję noszenia szpilek i nie bycia wyższą niż on. W tempie ekstremalnym była uwięziona przy ścianie. Dwie dłonie wylądowały po bokach twarzy wampirzycy, na co musiała się wyprostować, by przypadkiem nie być zbyt blisko jego twarzy. Spuszczona głowa Klausa wylądowała w zgięciu szyi Caroline, na co wstrzymała oddech. Łaskoczący oddech hybrydy oplatał jej skórę, a usta z delikatnością całowały wrażliwe miejsca Caroline, o których nawet sama Forbes nie wiedziała.
— Niedaleko jest moja rezydencja, Caroline — wyszeptał chrapliwym akcentem, na co przeszły ją dreszcze. Dotknął swoimi diabelskimi ustami ucha, na co gęsia skórka pokryła jej ciało. Była w stu procentach pewna, że to zauważył, a jednakże nie odezwał się a ni słowem. — Czuj się zaproszona.
— Będę, uwierz mi — wymamrotała pod nosem i trzasnęła jego prawą dłoń, która więziła ją z jednej strony. — Nie bierz tego do siebie, ale nigdy nie będziesz mieć u mnie szans. Pozdrów matkę twojego dziecka, Klaus. I ostrzeż ją, że jak wejdzie mi w drogę, to przetrącę jej kark nawet z tysiąc razy. Pa, Klaus! — pomachała mu ręką i uśmiechnęła się uroczo, rozpływając się w powietrzu, co tak naprawdę było iluzją, bo uciekła w wampirzym, tempie.
Zamknęła oczy, stojąc na dachu jednego z klubów, wsłuchując się w życie miasta, którym był rozszalały Nowy Orlean, który pokochała od pierwszej sekundy. Usłyszała jak wydarł się na głos, przeklinając ją. Wiedziała teraz, że nie da jej spokoju, to samo było z jego bratem, Elijah'ą. Będą ją gonić, by nie zrobiła krzywdy ciężarnej Marshall. Mogła teraz się zdać na swój instynkt drapieżnika, by znaleźć dziewczynę i ją zabić bez ociągania się, ale co to by była za zemsta? Nie lepiej byłoby się zabawić ich kosztem? Oczywiście, że byłoby warto i to zamierzała zrobić. Z Katherine, Corinne i Mikael'em, lub sama. Wiedziała, że pierwotna hybryda zapłaci jej za cierpienie, które wywołał w jej życiu. Zabije go nawet jeżeli miałaby sama zginąć.
— Caroline — odezwał się głos za jej plecami, na co zmarszczyła brwi, odwracając się w stronę mówcy. Zobaczyła czarnoskórego mężczyznę, którego poznała dwa lata temu w Nowym Jorku. Ta skórzana kurtka była jej znana. To w niej spędziła dwa miesiące swojego życia. To ona w deszczowe i pochmurne poranki okrywała jej ochłodzone ramiona. — To naprawdę ty!
— Marcel...
USA, NOWY JORK
poniedziałek, 23 maja 2011 r.
godz. 21 : 53 (czas lokalny)
„Przeszłość”
Kobieta o pięknych długich, kręconych blond włosach podziwiała wysokie wieżowce, posągi i inne obiekty kultury, i historii w Nowym Jorku. Było to dla niej czymś wspaniałym. W tej chwili cieszyłaby się, że w końcu może coś takiego zobaczyć, że może zwiedzić kawałek świata i nie musieć się martwić niczym, zwłaszcza przyjaciółmi którym może zagraża życie. Jednakże nie cieszyła się z tego, gdyż nic nie czuła. Wyzbyła się wspomnień, uczuć i żalu do przyjaciół. Straciła z nimi kontakt, zatraciła się w byciu „prawdziwym wampirem” z dala od nich wszystkich. Z dala od niego.
Kroczyła ścieżkami tętniącego życiem miasta, skupiając się nad niektórymi sprawami. Począwszy od rodzinnego miasteczka, Mystic Falls a kończąc na pewnej irytującej, lecz szarmanckiej pierwotnej hybrydzie. Przypominając sobie jego lśniące błękitne oczy, kuszące usta i parodniowy zarost, dostawała gęsiej skórki z przypływu nagłego pożądania. Potrząsnęła głową jakby chciała wyrzucić z głowy, nazbyt przyjemny scenariusz z nim w roli głównej. Spojrzała w górę widząc granatowe niebo pokryte gwiazdami, sapnęła cicho, gdy zdała sobie sprawę, że on nadal na nią czeka. Gdzieś tam jest i czeka na nią z otwartymi ramionami, i myślą w głowie, że wreszcie ją zdobył.
„Nie doczekanie twoje.” Prychnęła śmiejąc się na głos, przywołując sobie jego zbitą minę szczeniaka, za każdym razem, gdy na niego krzyczała. Skrzywiła się lekko przypominając sobie, jak wyglądał wtedy - pamiętała ten uroczy nieład na głowie i złote krótkie włosy tworzące się w małe loczki. Błękitne oczy patrzące na nią z troską i rozbawieniem, i ten blask za każdym razem, gdy jego wzrok wędrował na jej usta, które układały się ”prowokująco„ za każdym wulgarnym słowem, kierowanym w jego stronę. Dwudniowy zarost który był tak pociągający, że musiała się często stopować by go nie dotknąć. Pełne usta na których wiecznie igrał łakomy uśmiech, jakby za każdym razem było mu mało.
Bar nocny do którego zmierzała znajdował się tuż za zza krętem, gdy coś nagle odciągnęło jej uwagę. Poczuła ostry i apetyczny zapach, który napędzał jej ciało do życia. Krew. Kierując się w stronę uliczki gdzie wyczuwała woń. Mogła przysiąc, że poczuła lekko metaliczny posmak na swoim języku. Oczy zaszły gęstą czerwoną mgłą, a czarne żyłki ukazały się pod oczami. Zęby stały się ostrzejsze i dłuższe niż wcześniej, kalecząc lekko dolną wargę. Skradając się niczym drapieżnik, w stronę ofiary, zatrzymała się w połowie drogi, gdy usłyszała dwa bicia serca dudniące w jej głowie. Jedno było szybkie, a drugie lekko zanikało. Wyłoniła się z cienia tuż zza kontenerem, przyglądając się osobnikowi który właśnie się żywił na kobiecie, która była w zaawansowanej ciąży. Dopiero domyśliła się, że drugie serce które pomału słabło, należało do umierającego dziecka. Podeszła szybkim krokiem do wampira popychając go z całej siły na ścianę z czerwonej cegły, która się pokruszyła pod naciskiem jego bezwładnego ciała. Obolałe ciało kobiety upadło na ziemię, a ochota wgryzienia się w jej szyję rosła z każdą sekundą dezorientując Caroline. Podstawiła swój nadgryziony nadgarstek do ust ciężarnej która starała się wyrwać.
— Spokojnie. To ci pomoże — sapnęła zirytowana wampirzyca. — No dalej, nie mamy całego dnia — kobieta posłusznie zaczęła, sączyć krew z nadgarstka, przez co robiła zniesmaczoną minę, na którą wampirzyca przewróciła mimo woli oczami. Pomogła jej wstać cały czas patrząc głęboko w oczy. Przypominając sobie nagle, że również kiedyś chciała zostać matką, ale tą przyjemność odebrała jej Katherine - cholerny sobowtór pragnący chorej gierki na swoich byłych. Nie chciała odbierać tego przyszłej matce. — Wrócisz do domu. Nic się nie stało. Zapomnij o tym — zahipnotyzowana kobieta powtórzyła jej słowa ruszając wzdłuż ciemnej ścieżki, zostawiając ją samą z mężczyzną, na którego nie zwracała nawet najmniejsze uwagi. Otrząsając się, skupiła swoją uwagę na mokrej ziemi, gdzie znajdowała się niewielka kałuża, a w niej zobaczyła kogoś za sobą. Odwróciła się szybko, gdy została popchnięta brutalnie, w wampirzym tempie na ścianę. Dłonie lądujące po dwóch stronach jej głowy i twarz zbliżająca się do niej, uniemożliwiała jej jakąkolwiek ucieczkę.
— Wampirzyca, mogłem się tego spodziewać — mruknął pod nosem marszcząc brwi, gdy popatrzył na nią rozbierającym wzrokiem. Prychnęła głośno sycząc na niego. — Jak się nazywasz aniołku? — skubnął zębami płatek jej ucha sunąc ustami wzdłuż jej szyi, całując wrażliwe miejsce za uchem, natomiast ona, zdenerwowana wyrwała się z jego mocnego uścisku, popychając go na ziemię tak, że upadł z głośnym pluskiem, gdyż wpadł do brudnej błotnistej kałuży.
— Nie lubię gdy ktoś dotyka mnie bez mojej zgody. Zwłaszcza tak plugawe stworzenie jak ty, chłoptasiu. Rada na przyszłość: kobiety to nie zabawki — syknęła przez zaciśnięte zęby, podnosząc nogę na wysokości szyi nieznanego jej wampira i lekko ja dociskając.
— Zabijesz mnie, *candy? — zapytał gardłowym głosem, podnosząc się na łokciach tak aby obcas szpilki lekko drasnął jego skórę na szyi. — Zrobisz to? — powtórzył mrukliwym głosem, a ona przekręciła głowę na bok rozważając opcję zabicia wampira, lub puszczenia go wolno. — Widzisz coś co ci się podoba? — zapytał niskim tonem. — Wiem, że jestem atrakcyjny, ale.. — nie dała mu skończyć bo przerywała mu głośnym prychnięciem, by zaraz wybuchnąć perlistym śmiechem. Zabrała nogę i podała dłoń wampirowi, pomagając mu wstać na równe nogi. — Jestem Marcellus Gerard — musnął swoimi ustami delikatną skórę na jej dłoni. — Ale przyjaciele nazywają mnie Marcel.
— Caroline Forbes. Dla przyjaciół po prostu **Care — odwróciła się do niego plecami i zaczęła kierować się w stronę ulicy. Stukot obcasów obijał się echem o ceglane ściany budynków obok. Słyszała za sobą stawiane kroki Marcela i jego ciche nawoływania. Czując delikatne muśnięcie na ramieniu, wzdrygnęła się i nim spostrzegła, została popchnięta na ścianę budynku.
— Dlaczego uciekasz? Jestem aż taki straszny? Nie przesadzasz, Care?
— Nie uciekam — zaprzeczyła warcząc i odpychając go od siebie na bezpieczną odległość. Pragnęła teraz tylko odejść i nie patrzeć na jego przystojną twarz. Chciała aby poszedł w cholerę i nigdy więcej nie pojawił się w jej życiu, ale czy tego chciała? Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć. Postanowiła więc zaszaleć i chwycić byka za rogi. Dać przeznaczeniu działać. — Idę w przyjemniejsze miejsce niż ta ciemna i mokra uliczka. Lepszy byłby suchy bar, nie uważasz?
— To może zgodzisz się ze mną spotkać? Jutro o dziewiętnastej, przed restauracją „Tulan”. Na mój koszt — uśmiechnął się zachęcająco, pokazując swoje proste lśniące białe zęby. — A teraz z miłą chęcią wybiorę się z tobą do baru, candy.
Luizjana, NOWY ORLEAN
poniedziałek, 17 czerwca 2013 r.
godz. 15 : 01 (czas lokalny)
„Teraźniejszość”
— Co tutaj robisz, Marcel? — wyszeptała cicho, podchodząc do niego na tyle blisko by ujrzeć drobny kolczyk w lewym uchu. Nigdy nie widziała, żeby posiadał cokolwiek powiązanego z kolczykami, więc musiał przekłuć ucho, tuż po spotkaniu z nią. Od roku nic się nie zmienił. Wciąż nosił tą swoją skórzaną kurtkę, co było dla Caroline dziwne - bo każdy mężczyzna jakiego znała w swoim krótkim życiu, zawsze nosił ową kurtkę. Damon, Stefan, Tyler, Klaus, Marcel, a nawet Matt, który uważał, że skórzana kurtka jest dla bandziorów!
— Jestem królem, złotko — zaśmiał się tubalnie, rozkładając ramiona po bokach przytulając ją mocno do siebie. W końcu po roku rozdzielenia, trzymał ją w swoich ramionach, chociaż nie tak jakby chciał. Chociaż jakby nie patrzeć, to lepsze niż oziębłość, którą okazała mu w Nowym Jorku. — Jestem królem Nowo Orleańskich wampirów, Care.
— Myślałam, że to ta nędzna, pierwotna hybryda, Klaus Mikaelson, cię wygryzł z tej roli — wykrztusiła spomiędzy zaciśniętych warg, wtulając się w jego klatkę piersiową. To on przez krótkie, choć najlepsze pięć miesięcy jej życia, był jej jedynym przyjacielem. Nie Stefan, a Marcel. Doskonale pamiętała jak przez ten okres czasu z nim mieszkała. Każdego ranka pomagał jej się pozbierać po stracie ukochanego i przejściu dalej bez żadnych problemów. — Nawet nie wiesz jak tęskniłam...
USA, NOWY JORK
środa, 13 lipca 2011 r.
godz. 05 : 12 (czas lokalny)
„Przeszłość”
Rzucała się na swoim łóżku jakby z bólu, jednakże nie z fizycznego, a psychicznego. Który potwierdzał fakt, że jej psychika goiła się bardzo długo. Po raz kolejny tego dnia śnił się jej koszmar, który znała tak dobrze, na pamięć. Nieprzyjemny ból rozprzestrzenił się w jej klatce piersiowej, a łzy pojawiły się w jej załamanych oczach.
„Pędziła wampirzą szybkością w stronę posiadłości należącej do Lockwood'ów. Chciała powstrzymać Klaus'a przed pozbawieniem życia jej ukochanego. Biegnąc przez ciemny las, zahaczała o wystające gałęzie drzew które robiły dziury w jej ubraniach i kaleczyły ciało. Nie interesowało ją to czy ktoś ją zobaczy pędzącą z niewiarygodnym tempem przez drogi. Jedyne co w tej chwili pragnęła, to tylko ocalić Tyler'a. Przez drzewa mogła ujrzeć już posesję, przyśpieszyła jeszcze bardziej, starając się do biegnąc na czas. Wbiegła do rezydencji i zamarła. Widziała zniszczenie jakie wywołała okrutna walka hybryd, jednakże krew znajdująca się na podłodze wystraszyła ją jeszcze bardziej niż dziury w ścianach. Przeniosła swój wzrok na pierwotnego, który trzymał dłoń na gardle chłopaka, przyciskając go do ściany. Łzy bezradności spłynęły po jej policzkach, gdy zobaczyła jak Klaus wbija dłoń w pierś Tyler'a. Jego ciało upadło bezwładnie na podłogę a jego serce tuż obok. Jego usta ułożyły się w niewypowiedziane słowa „kocham cię”. Te słowa rozrywały jej serce, więc postanowiła nie znosić bólu. Pragnęła go uniknąć. Łzy przestały ściekać po jej twarzy, a jej serce wypełniła dziwna pustka. Niegdyś wesołe siwe oczy były teraz puste i obojętne. Morderczy błysk zniknął z oczu Klausa, gdy zauważył w drzwiach swoją ukochaną. Jego twarz rozświetlił strach, po przez myśl, że wyłączyła człowieczeństwo. Wiedział jedno - stracił ją.
— Caroline — wyszeptał ponurym głosem jej imię, patrząc na nią. Pragnął podejść do niej i błagać by go nie nienawidziła. Ale co miałaby zrobić? Nie wybaczyłaby mu od tak. Złamał obietnicę. Złamał jej serce.
— Oh, Klaus. Mój drogi, szarmancki i niebezpieczny Klaus — mruknęła pod nosem, podchodząc do niego uwodzicielskim krokiem, a on chcąc, nie chcąc poddał się jej dotyku. Nie raz myślał o tym, jakby to było trzymać ją w swoich ramionach i słuchać jej drżącego głosu. — I co ja mam z tobą zrobić, co? — położyła swoją dłoń na jego karku, muskając go czubkiem kciuka. Pochyliła się niebezpiecznie do przodu na tyle blisko, aby ich usta lekko się stykały. — Może to.. miłych snów, Klaus — warknęła złowieszczo, brutalnie skręcając mu kark.”
Luizjana, NOWY ORLEAN
poniedziałek, 17 czerwca 2013 r.
godz. 15 : 26 (czas lokalny)
„Teraźniejszość”
Po spotkaniu się z dawnym przyjacielem, panna Forbes skierowała się do pobliskiego baru, który nazywał się „Oriental Poison” i znajdował się w starej części Nowego Orleanu. Nie wiedziała gdzie znajdował się Enzo i szczerze mówiąc, nie za bardzo ją to interesowało. Wolała jak nie narzucał jej swoich próśb o szansę dla nich, zaś z Klausem nie chciała się widzieć. Przeczuwała, że był wściekły tym, że wykorzystała jego czuły punkt, czyli samą siebie. Teraz pozostało jej tylko czekanie na odpowiednią chwilę, by sprawić niespodziewaną wizytę uroczej Hayley. Matce dziecka, należącego do Klausa.
Caroline mruczała pod nosem w rytm piosenki lecącej w tle, sunąc palcem wskazującym po górnej części szklanki. Szybko pochwyciła szklankę w dłoń i jednym zamaszystym ruchem przechyliła naczynie, czując przyjemnie piekący ból w gardle. Siedząc na stołku barowym, oparła łokcie na marmurze i kładąc głowę na złączonych dłoniach, jęknęła. Zamrugała oczyma i zmarszczyła swoje wyregulowane brwi, czując jak do jej nozdrzy wkrada się dobrze znana, droga woda kolońska.
— Czyżby słynna Caroline Forbes, upijała się samotnie? — zakpił głos nad jej ramionami, przez co prychnęła rozjuszona, poznając po głosie kogo do niej przywiało. Przeczesała wolno włosy palcami i odwróciła głowę w stronę mężczyzny, który z kpiącym uśmieszkiem, siedział obok obracając w dłoni szklankę ze złocistym trunkiem w środku. Nawet nie zauważyła kiedy z szybkością wampira zabrał jej alkohol. — A gdzie mój braciszek? Czyżby w końcu przejrzał na oczy, że jesteś nic nie znaczącą, dwulicową, pustą laleczką, jak inne chodzące na tej ziemi dziewczyny?
— Odwal się, Kol — warknęła wściekła, zeskakując z gracją na podłogę. Idąc pewnym siebie krokiem, kierowała się w stronę wyjścia, gdzie czekała na nią wiedźma z Katherine. Nie widziała z nimi Mikael'a, co oznaczało tylko, że się ukrywał przed swoimi synami i Klausem. Zapewne knuł jak ich zniszczyć, ale tak czy siak, nie obchodziło jej to. Pragnęła jedynie zemsty na hybrydzie, którą już niebawem wcieli w życie. Gdyż doszyła do niej pewna ciekawa informacja, a dokładniej, że Klaus został tatusiem roku. I wiedziała jak to doskonale wykorzystać.
— Dlaczego miałbym to zrobić, co? — zapytał obracając ją przodem do siebie, łącząc ich czoła ze sobą. Ramionami objął ją w pasie i musnął wargami jej czoło. Położył swoją szorstką, brutalną dłoń na lewym policzku wampirzycy, podnosząc twarz lekko do góry. Nie wiedział co Klaus w niej widział, ani trochę. — Jesteś zwyczajna blondynką, która nic nie widzi po za sobą. Jesteś nic nie wartą wampirzycą, która tylko zatruwa powietrze innym.
— To śmieszne, że ktoś taki jak ty to mówi, Kol — mruczy wędrując dłońmi po jego umięśnionych barkach, sunąc dłonią po jego szyi, szarpiąc ręką za jego włosy. Przysunęła twarz, zerkając w jego ciemne oczy, które z obojętnością patrzyły na nią. Sunęła wargami po linii żuchwy, w końcu docierając do ucha wampira. — Jesteś hipokrytą, Mikaelson — odsunęła się od jego ciała, na co nawet nie drgnął.
Ruszyła przed siebie, nie odwracając się do nie ani na sekundę. Jego wzrok mimo woli powędrował za nią i zatrzymał na drobnej brunetce. Wstrzymał oddech, zauważając, że owa dziewczyna też na niego patrzy. Z pomiędzy jego warg wyrwał się niepożądany jęk zaskoczenia. Corinne...
Luizjana, NOWY ORLEAN
poniedziałek, 17 czerwca 2013 r.
godz. 18 : 03 (czas lokalny)
„Teraźniejszość”
Ciało z niezwykłą siłą uderzyło w ścianę, wgniatając ją w niektórych miejscach, a w innych krusząc pod naciskiem, choć to wcale nie przeszkadzało parze wampirów. Zręczne palce mężczyzny muskały odkrytą skórę pleców, a drobne tasiemki gorsetu rozpraszająco szybko puściły, tak jak jego wszelkie pohamowania. Wpił brutalnie swoje usta w jej różowe wargi, wciskając dłonie pod czarną małą. Zwinnie rozrywał koronkową bieliznę, którą kobieta miała na sobie. Pragnienie sięgało zenitu, przez co bodźce stawały się coraz intensywniejsze - oczy zaszły czerwienią, a spod górnej wargi wysunęły się dwa kły. Jedną dłonią sunął po jej klatce piersiowej, badając wypukłe miejsca, zaś drugą podtrzymywał ją w pasie. Sunął wargami wzdłuż szyi, zostawiając na niej stos ciemnych plamek. Jego zęby z brutalnością ciągnęły za bladą skórę, która w miejscach gdzie ją dotknął robiła się czerwona. W chwili, gdy jego palce zatrzymały się na skrawku bielizny, który zamierzał ściągnąć, został popchnięty na ścianę. Podniósł zdezorientowany wzrok i zamarł. Przed nim stał nikt inny jak napędzany złością, Kol Mikaelson, trzymając w dłoni rurę gazową, którą wyrwał z pobliskiej ściany. Podszedł do Malarkey'a i trzasnął metalem prosto w jego szczękę. W chwili, gdy pierwotny miał zrzucić ciało wampira z dachu na którym się znajdowali, nagle poczuł ostry ból w głowie. Odwrócił się w stronę źródła i uniósł wysoko brwi.
— Dobry wieczór, czekoladko — rozbawiony odrzucił przedmiot w bok i odsunął się od Enza, który leżał bezwładnie na ziemi. Prawdopodobnie z przekręconym karkiem, tak czy siak, Kol miał mocny zamach. Jednak tak bywa, jeżeli nie ma co się robić z wiecznością. Wampir się uczy nowych rzeczy, tak jak Kol nauczył się bejsbolu. Przeniósł swój wzrok na wiedźmę, która stała z założonymi rękoma, obok ubierającej się wampirzycy. — Wynoś się stąd, Cordelio. Nikt cię tutaj nie chce.
— A szkoda, w końcu to ty z naszej dwójki byłeś niedorajdą, której nikt nie chciał, ale spokojnie, nie będę cię dręczyć. Mam pewne plany co do Elijah'y — zripostowała szybko i uciekła w wampirzym tempie. Tylko to potrafiła robić - być nie czułą jędzą.
— Kol, musisz coś dla mnie zrobić — wyszeptała cicho, patrząc na niego zbolałym wzrokiem. Trzęsła się cała, jakby miała zaraz rozpłakać się. Jednakże tego nie zrobiła, a tylko podeszła blisko do pierwotnego.
— Co takiego, Bonnie?
— Nie pozwól Caroline, zbliżyć się do dziecka...
Luizjana, NOWY ORLEAN
poniedziałek, 17 czerwca 2013 r.
godz. 19 : 19 (czas lokalny)
„Teraźniejszość”
Głośne pukanie do drzwi obudziło śpiącą likantropkę, która niezgrabnie zsunęła się z łóżka. Naciągnęła koszulkę zakrywając z lekka siny brzuch i ruszyła schodami na dół. Odnosiła wrażenie, że rezydencja Mikaelson'ów była istnym labiryntem. Nie raz zgubiła się w korytarzach, choć było ich niewiele. Gdy w końcu podeszła do drzwi i je uchyliła z lekka, nie potrafiła wykrztusić ani słowa. Przed nią stała prawdziwa Caroline Forbes, wampirzyca z Mystic Falls i dziewczyna, jej przyjaciela, Tyler'a, od którego dawno nie dostała, żadnej wiadomości. Patrzyła jak twarz Caroline się zmienia i z szybkością wampira przybija Hayley do ściany w salonie.
— Ja-jak? Nie zostałaś zaproszona... — wykrztusiła, przez zaciśnięte gardło, na którym wciąć zaciskała się dłoń blondynki. — Zostaw mnie.. ja nic nie zrobiłam! Pu-pusz-szczaj! — wampirzyca zwolniła uścisk, na co Marshall wzięła głęboki wdech. Zsunęła się po ścianie, aż w końcu upadła na podłogę. Czuła ogromny ból w środku siebie. Czuła jak dziecko kopie i wyrywa się. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy zauważyła jak Forbes wyciąga z kieszeni drobny wisiorek w kształcie gwiazdy. Hayley znała doskonale ten wisiorek, dała go Lockwood'owi na znak przyjaźni. Wiedziała co to oznaczało - Tyler nie żył. — Jak?
Mieszkanka Mystic Falls roześmiała się i usiadła na fotelu, naprzeciwko ciężarnej. Nachyliła się w stronę przestraszonej wilkokrwistej i pogłaskała jej policzki, na których znajdowały się słone łzy. Nie było jej wcale przykro, ale musiała w tej chwili grać by zdołać zbliżyć się do dziewczyny.
— Nie płacz, nie ma takiej potrzeby. To zbędne. Wracając do twojego pytania: jak? Wyrwano mu serce, no wiesz... to taki organ który pompuje krew w ciele każdego.
— Wiem co to jest serce, ale kto?
— Ojciec twojego dziecka, Hayley. Klaus go zabił. I mogę ci obiecać jedno, że zapłaci za to — mruknęła Caroline przysuwając swój fotel jeszcze bardziej w stronę szatynki, łapiąc jej dłoń w swoją. Nawinęła kosmyk jej ciemnych włosów i schowała go za ucho. Gdyby nie fakt, że skręciła jej kark, podrywała Tyler'a i miała dziecko z Klaus'em mogłaby się z nią zaprzyjaźnić. Nie wiele się różnią.
— Co zamierzasz zrobić? W czym ja mam ci pomóc?
— Zabić jego czuły punkt, który znasz bardzo dobrze. Rozmawialiście o nim, nie raz.
— To znaczy?
— To znaczy, że zabiję ciebie i dziecko, właśnie teraz — warknęła wściekła rzucając się na brązowooką, która zaczęła się rzucać i krzyczeć. Błagała drąc się na całe gardło, aż złapała ją przeraźliwa chrypa, co nie dawało szansy wampirzycy, by wbić się w jej szyję i odgryź tę fałszywą głowę. W chwili, gdy kły blondynki miały w końcu przebić się przez szyję, została odrzucona do tyłu, uderzając plecami o ścianę. — Serio, Elijah?
— Uważaj, Caroline.. — zagroził, pomagając Hayley wstać na równe nogi, ale dziewczyna zaczęła przeraźliwie krzyczeć i szlochać, że wszystko ją boli. Pierwotny usadził ją delikatnie na fotelu, dotykając jej czoła jedną dłonią, a drugą szukając telefonu w kieszeni marynarki. Caroline zerknęła na swoje paznokcie i wsłuchiwała się w rozmowę Mikaelsona. Wystarczyło jedno zdanie, by wywołać ogromny uśmiech na jej ustach. Nie chciała się natknąć na Klaus'a, który na pewno już pędził do rezydencji by być przy tym przełomowym momencie, jakim był poród wilczycy.
— Mam swojego anioła stróża, Elijah'a. Jest nim szatan. Pozdrowię go od was.
Nareszcie skończyłam go pisać. Jest cholernie długi, więc musicie oczekiwać, tego, że dodam następny zdecydowanie później niż zwykle. Miałam go dodać wczoraj, ale straciłam wenę i nawet nie potrafiłam pisać scen z Klaroline. Ale jednak mam nadzieję, że wam się rozdział spodoba, bo siedziałam nad nim cały dzień, w słońcu na dodatek. Bogu dzięki, mojej mamie, że kupiła mi wiatrak, bo bym centralnie zeszła na zawał, albo co gorsza, mój mózg by się zmienił w mielonego. Także tego, czekam na szczere opinię. Trochę rozdział pogmatwany, ale spokojnie, w następnych wszystko będzie już w normie. Prosiłabym jeszcze o oddawanie głosów w ankiecie po lewej stronie, bardzo mi zależy na waszych odpowiedziach. Do napisania kochani! :*xoxo, elose
*Candy (ang.) - cukiereczku. (Na cześć cukierków które napędzały mnie weną XD Po za tym musiałam znaleźć jakieś przezwisko którego używa Marcel.)
**Care - opieka, pielęgnacja, troska (ang.) Jakby ktoś nie wiedział to skrót od imienia Caroline, którego używają jej przyjaciele :p
Yyy... brak mi słów by opisać ten rozdział. Byl tak świetny że żadne słowa tego nie opisza!!! :) Caroline jest świetna w roli takiego czernego podlego charakteru!!! :) i ta akcja z proba zabicia Hayley, szkoda ze jej sie to nie udalo :) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za komentarz, kochana! :* To znaczy, że siedziałam nie na marne. To dobrze, bardzo dobrze bym powiedziała. Właśnie taką sobie wyobrażam Caroline bez człowieczeństwa, tą złą, bardziej mroczną. A szkoda, szkoda co do zabicia Hayley. Ale kto wie, może jej się kiedyś uda! :D Trzeba wierzyć. Postaram się go dodać szybko, ale to się zobaczy ^^
Usuńxoxo, elose
Po prostu brakło mi słów. Chyba najlepszy rozdział ze wszystkich, a może to ja jestem jakaś dziwna. W każdym razie - cudo. Bardzo podoba mi się Caroline w takiej mściwej wersji, ale to już chyba mówiłam. Poza tym ubóstwiam cię za Kola (co poradzę, uwielbiam go) no i jest też Bonnie ;) Jakie niecne plany ma Corinne co do Elijah?? O.o Chyba zaczynam się bać. Pozdrawiam i życzę dużo weny słonko :*
OdpowiedzUsuńTo aż takie wrażenie wywarł ten rozdział, ale ubaw! :D Nie jesteś dziwna, to ja robię tutaj za clown'a. Ja też bardzo lubię ją w takim wydaniu, ale będzie jeszcze bardziej mściwa w następnym rozdziale, także tego. Zacznijcie się bać, bo będzie mega zaskoczenie w nowym rozdziale. Też uwielbiam Kol'a, nie da się go nie lubić :p Musiałam dodać Bon-Bon które pokrzyżuje plany byłej przyjaciółki. *Cordelia, słonko. To Cordelia ma niecne plany do Elijah'y. Chociaż kto wie co będzie robiła, sama jeszcze nie wiem. Wena na pewno się przyda, kochana! Również pozdrawiam :*
Usuńxoxo, elose
o boże...o matko...o jezu... co to było ja się pytam? :o ty nie masz weny do pisania?! Ja ci dam! To chyba naprawdę powinnaś zawsze nie mieć tej weny to wtedy jeszcze bardziej, genialniej ci te rozdziały wychodzą :D Jestem pod wrażeniem, naprawdę, bardzo mi się podobało. Z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej, że już nie wspomnę o pięknej pisowni którą stosujesz. Wszystko jest takie perfekcyjne w pisaniu, takie dokładnie. Widzisz jednak miałaś wenę, jednak musisz jej bardziej zaufać, bo naprawdę piszesz świetnie i jejku, jaka szkoda że trzeba będzie trzeba dłużej czekać na kolejny rozdział, ale będzie warto. Ja to wiem! Szczerze? Spodziewalam się seksu Klaroline, ale nawet jeśli do niego nie doszło to mogę ci wybaczyć, bo i tak ich relację tutaj mi się bardzo podobają. A najbardziej rozmiesza mnie to, że prawie każdy leci na Caro haha xD To takie...hmm inne, fajne xd Bardzo przyjemnie się takie coś czyta. I ten Marcel jeszcze xd No, no, dzieję się. I Enzo z Cordeliom ach, och :D Kol mnie w tym rozdziale wyjątkowo wkurzył, ale tak to już jego natura. Widocznie prawie tylko on nie jest zauroczony Caro. Jeszcze się dziwie że Kath i Corinne, na niego nie lecą :) Mówiłam że scena Klausa i Caroline bezbłędna? Retrosy(nie, nie pornosy) też fajne xD No i jak lubisz mieć ostre wejścia tak wyjścia również. Caroline górą! Nieźle pociskała Hay. No cóż...ale anioł stróż czuwał, niestety :( Okej, nienawidzisz jej i chcesz ją zabić - rozumiem, ale proszę oszczędź dziecko, błagam! :D Warto było czekać <333
OdpowiedzUsuńPS. u mnie rozdział jutro *.*
No nie mam weny do pisania, wyczerpałam się. Ale pomogło mi dzisiaj zrywanie tapet u siebie w pokoju, picie kawy rozpuszczalnej i zażeranie się cukierkami. Bez przesady. Nie piszę perfekcyjnie, także nie słodź mi tutaj! Ty się wszystkiego spodziewasz, kobito. Prawda, ale kto powiedział, że na nią leci? Marcel na nią nie leci, Kol na nią nie leci, Damon na nią nie leci, Elijah na nią nie leci. Jest tylko Klaus, Enzo, Stefan i Tyler (który nie żyje). Akurat ta scena Enzo&Cordelia była zamierzona od dłuższego czasu ;) Wiesz, że taki był w połowie zamiar? Miał denerwować, a zarazem pociągać. Wspominałaś coś, że ci się podobała scena :D Chciałabyś pornosy człeku, chciałabyś. Ja "z kopa wjeżdżam" jak dodaję rozdział, miśka. Caroline górą, yep. No pociskała, a jakżeby inaczej? No czuwał, ale kto powiedział, że zawsze tak będzie? Nie lubię Hay i nie lubię dziecka, także tego ze mną nigdy nic nie wiadomo. Ale spokojnie, będziecie mieli zaskoczenie w następnym rozdziale. Oooo to nie mogę się doczekać :*
Usuńxoxo, elose
aaa i jakże mogłam zapomnieć o moim pożegnaniu :D Lovki, kisski, przytulaski :* PS. Spadaj z tym kopem w tyłek!
OdpowiedzUsuńLovki, kisski, przytulaski i jednak, duży kop w tyłek ;D
Usuńxoxo, elose
Chollera! Ta scena Klaroline! Rozpłynęłam się :3 Wiesz, co napisać, żebym była cała Twoja :D Scena Enzo z Cordelią - to ta +18? Wiedziałam, co mówiłam! Dobrze, że ją dodałaś, bo podniosłaś mi libido, hahahhaha. Nie no, takie śmieszki-heheszki, ja to jestem :D
OdpowiedzUsuńOgólnie kochana, ile ja bym Ci mogła mówić na temat tego jak Ty piszesz.. Że genialnie, że wszystko sobie wyobrażam, że piękne kreacje bohaterów (w tym Care, która jako czarny charakter jest po prostu przesuper!) i tak dalej.. Ale Ty to wszystko już wiesz. Więc pozostaje mi zachwycać się dalej i wciąż czekać na kolejne rozdziały :D Liczę na więcej spojlerów i więcej zaskoczeń :D
A, tak swoją drogą - czyżby chęć zabicia Hayley w opowiadaniu była poniekąd motywowana tą nienawiścią do niej? XD Coś tak czuję. I ani trochę Ci się nie dziwię. W moich oczach też straciła wszystko, jak przespała się z Klausem :D
I dziękuję pięknie za dedykację, kochana <3 Będę Ci podrzucać więcej piosenek, do czego tylko zechcesz <3
Rozpływaj się póki możesz, kochana. Miała być +18, ale stwierdziłam, że przyśpieszę trochę akcję, bo muszę szybko skończyć to opowiadanie, bo później nie będę miała na nie czasu :c Dzięki słonko, że tak uważasz! Strasznie mi miło :* Przejrzałaś mnie co do Hayley. Dobrze cię te trzewia poprowadziły. No, to już w ogóle skandal. Mogli z Klausa zrobić prawiczka, chociaż byłoby to dziwne - on tysiąc lat, a nie zaliczył żadnej dziewczyny :p
UsuńI proszę pięknie za dedykację, kochana <3 A podrzucaj, podrzucaj, przydadzą się :D
xoxo, elose
Hej, kochana ! :*
OdpowiedzUsuńJestem tutaj po raz pierwszy, ale mogę powiedzieć jedno - zdecydowanie zostaje na dłużej ! :) Nareszcie znalazłam blog powiedzmy, że na podstawie jednego z moich ulubionych seriali, który jest napisany w tak dobry sposób, że aż chce się czytać dalej ! :))
Uwielbiam scenkę Caroline i Klausa ! Po prostu uwielbiam ich razem i może też dlatego wcale nie mam mu za złe, za zabicie Taylora. Co prawda było to trochę brutalne i niesamowicie skrzywdziło C - co nie jest wcale dziwne, w końcu go kochała, daa.. - ale cóż.. na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone ! :)) W końcu jak miał ją zdobyć ? A już zwłaszcza Klaus! On najpierw robi, a potem myśli :P Wszystko zostaje mu jednak wybaczone i mam nadzieję, że Care pójdzie w moje ślady.. Może nawet mu ulegnie ? :))
Marcel... Jak na razie go lubię i mam nadzieję, że tak zostanie :)
Rozumiem, że Carolina przeżyła coś strasznego, jednak nie powinna atakować Hayley. No dobra.. Hayley sobie może atakować, zabijać, a nawet ćwiartować. Niech jednak zostawi to malutkie dziecko ! Ono przecież nie jest niczemu winne i zdecydowanie nie zasłużyło na śmierć, bo jego ojciec zabija ludzi. To jest tylko mała kruszynka !!
Przy okazji chciałam Cię zaprosić do siebie. Byłoby mi niezmiernie miło gdybyś wpadła i powiedziała co myślisz. A nuż może nawet Ci się spodoba ?
http://fifty--days.blogspot.com/
Ściskam i czekam na nn ! :**
No cóż ja więcej mogę powiedzieć jak : cuuudo normalnie! ^^
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci Twojego talentu, też bym chciała takowy posiadać ;*
Wiesz co napisać, żeby podsycić moją ciekawość.. No i jak ja mam przeżyć następny tydzień żyjąc w niewiedzy ?
A wracając do rozdziału :
Szalenie podoba mi się Caroline u Ciebie bez uczuć - jest taka jaką sobie wyobrażałam.. nie zmieniaj jej za szybko, niech Klaus się pomęczy ( to karma za nockę z Haley - nienawidzę jej- szkoda, że Care jej nie zabiła, wcale by mi nie było jej szkoda- po chusteczkę Elijah się wtrącił ? )
Relacja Caroline/Marcel?- jestem jak najbardziej za ^^
Scena Klaroline - zakochałam się ! ;*
Sposób w jaki Caroline go wspomina- ahh.. ;* <3
Liczę na Klaroline w następnym rozdziale ;P
Życzę weny - bardzo dużooo ! :P
Jestem z Tobą duchem ;* ;*
Trzymaj się <3 <3 <3
Dajana ^^
Kochana, rozdział jest genialny! Nawet nie próbuj wciskać kitów, że masz jakiś zastój. W ogóle tego nie widać, trzymasz poziom! :D
OdpowiedzUsuńCare i Klaus jeju genialnie. No no, nasza Forbes może sobie mówić, co chce, ale i tak widać, że coś czuje do Klausa. A on do niej, lecz ten fakt jest chyba oczywisty. Skoro już ją zaprosił, grzechem byłoby z tego zaproszenia nie skorzystać. Minie sporo czasu (oby nie), zanim wybaczy mu zabicie Tyler'a, lecz pozbycie się Hayley nie jest dobrym pomysłem. Do cholery no, z nią rób co chcesz, nie lubię jej, ale poczekaj chociaż, aż dziecko się urodzi. (tutaj też będzie miała na imię Hope, prawda?). Ono niczym nie zawiniło, a skazywanie bezbronnego człowieczka na śmierć jest okrutne nawet jak na wapira. Elijah, jeszcze czuwaj, ale to tylko do porodu. Potem sobie zrób wakacje! :))
Marcel i Care? Jakoś mi się nie widzi. Nawet król musi kiedyś abdykować. Jako przyjaciele są okej, przejął w pewnym sensie rolę Stefana. Poczekam jednak z osądami na dalszy rozwój sytuacji.
MORE KLAROLINE! <3
Czekam na kolejny! :* I ogromnie dziękuję, że zachciało Ci się do mnie zajrzeć. Ty się ode mnie też nie uwolnisz, nie ma szans.
Kocham ! <3
L x
A Kinga jak zwykle jest leniem i pisze ostatnia ^^ Kurwa... Nie ważne, fail... XD
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Mimo iż uwielbiam Hope nienawidzę Hayley. Nawet nie wiesz jaką przyjemność zrobiła byś mi jak by zdechła, niestety to niemożliwe puki Hope się nie urodzi ;(
MARCEL! Polubiłam go mimo iż 'odbiera' Care Klaus'owi! Jest zajebisty xd Tyle Klaroline.... Tyle dobroci!
I znowu wszystko się topi i rozpuszcza... Nie da się żyć w takim skwarze, a co dopiero mieć wenę ;-;
Dlatego wysyłam ją Tobie tonami i czekam na kolejny rozdział! :*
Ps: Od kiedy Aniołem Stróżem Care jest mój struż? :3
UsuńElose, no co powiedzieć :p Jak zawsze rozdział jest cudowny i pomysłowy :* Czekam na ciąg dalszy. Jestem ciekawa jak to rozwiniesz :D Pozdrawiam i życzę weny, Bex <3
OdpowiedzUsuńZ radością chciałam Cię poinformować, że zostałaś nominowana przeze mnie do nagrody Liebster Blog Award. Po więcej informacji zapraszam do siebie na bloga do zakładki Liebster Blog Award!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :*
O jejku, pochłonęłam wszystko na raz! ^^ Ale patrząc na datę ostatniego rozdziału boję się, że więcej nie przeczytam :/ Daj mi znać na cold-blue-fire.blogspot.com, gdyby coś się zmieniło :)
OdpowiedzUsuń